Bułki nadziewane masłem, czosnkiem i ziołami
Byłem więc jakiś czas temu na weekend u babci, mieszka ona na wsi. Zima idzie i trzeba jej było drewna porąbać i ekogroszek przerzucić, bo dom ogrzewany piecem, a wśród sąsiadów nie mogła do tego znaleźć chętnych nawet za pieniądze, bo wszyscy piją i jeszcze się z niej śmiali, że idiotka jest bo ekogroszek kupuje, a oni wszyscy sobie za darmo palą azbestem co to pozostał po świętej pamięci budynku zakładów produkujących płyty chodnikowe, który w lepszych czasach przedbalcerowiczowskich dawał schronienie i zatrudnienie ludności okolicznej.
W niedzielę po południu wsiadłem do PKS-u i pojechałem do miasteczka, skąd miałem pociąg do domu. Przychodzę na stację, a tam prawdziwa sodoma i gomora, bo tłumy studentów i pracowników firm z kapitałem zagranicznym po weekendzie wracają do Warszawy z domów rodzinnych. Stoję w tym tłumie na peronie obok grupy dobrze ubranych pracowników korporacji i showbiznesu, którzy śmieją się, żartują, komentują wydarzenia na giełdzie, opowiadają sobie o projektach jakie robią w pracy. A jeden z nich to był znany celebryta Jakub Wesołowski i się zachowywał jak dusza towarzystwa i opowiadał jakiś kawał. Gestykulował trzymając w ręku teczkę aktówkę z eleganckiej skóry brązowej i jak machał tą aktówką to nagle coś zabrzęczało. Wszyscy znajomi zamilkli i patrzą na niego, on cały czerwony, też zamilkł i tak stoją. On się nerwowo śmieje pod nosem i mówi, że mu matka staruszka dała tam jeden czy dwa słoiki z jedzeniem i on wziął dla świętego spokoju żeby mu matka dupy nie truła, bo do niej to już nic nie dociera.
Znajomi się uśmiechają pod nosem, porozumiewawcze spojrzenia wymieniają. On jeszcze bardziej spięty, nie wie co zrobić i nagle mówi, że jemu te słoiki to nie są do niczego potrzebne, bo on sobie przyjedzie do Warszawy i jeszcze dzisiaj zamówi chińczyka z dostawą do domu, dostawcy kod poda do furtki od osiedla zamkniętego i mu pod same drzwi przyniesie na czwarte piętro, skąd ma widok na Stadion Narodowy jak się dobrze wychyli. I wyjął z teczki słoik z ziemniaczkami z koperkiem i potłukł o ziemię pod nogami swymi. Na cały peronie cisza grobowa zapanowała i wszyscy się patrzą na te ziemniaczki na ziemi w szkle. I stoją tak wszyscy w ciszy, czuć napięcie w powietrzu, aż nagle jakaś znajoma Wesołowskiego mówi, że jej też rodzice jakiegoś żarcia tłustego napchali na siłę do torby, ale ona i tak by tego do ust nie wzięła, bo się odchudza i ona sobie prosto z Centralnego pójdzie do znanej restauracji Gessler Magdaleny MG EAT na sałatkę z mango, bo to mało ma kalorii i w Cosmopolitanie czytała, że dobrze na paznokcie i włosy działa. No i ta dziewczyna z torby słoik wyjęła z kotletem mielonym i potłukła tuż obok ziemniaczków. Zaraz następny facet mówi, że też jakieś tam słoiki mu się do torby przypałętały, nawet nie wie jak, i on pierdoli to i nie będzie dźwigał i trzy słoiki od razu potłukł – z fasolką szparagową z bułką tartą podsmażoną, z gołąbkami i z buraczkami. I nagle wszyscy na peronie zaczęli krzyczeć gdzie to oni nie pójdą jeść jak dojadą do Warszawy, że do indyjskich restauracji, albo do włoskich chociaż na pastę i calzone, i te słoiki tłuc.
Jeden chłopak, ubrany raczej skromnie, miał słoik taki wielki ze 3 litry, a w nim cały obiad prosto z talerza wrzucony (de volai, puree, kapusta) i widać było, że mu szkoda strasznie tego jedzenia, ale nie chciał też być gorszy więc ukradkiem ręką połowę zawartości słoika zagarną, upchał w kieszeni i potem demonstracyjnie ten wielki słój rzucił na tory krzycząc, że on pierdoli takie chujowe żarcie i sobie pizzę zamówi z kolegami z akademika na grubym cieście z serem podwójnym i dodatkami egzotycznymi jak owoce morza i oliwki.
I peron cały pokrył się jedzeniem domowym i szkłem potłuczonym. Przyleciała obsługa dworca i sprzątaczki i SOK-iści i krzyczą, że co to ma być, że zaśmiecanie terenu spółki Przewozy Regionalne, że chamstwo. A jedna stara sprzątaczka to zaczęła zbierać jedzenie z ziemi i z namaszczeniem odkładać na ławki, i każdego ziemniaka i kotleta i garść surówki z osobna całowała z szacunkiem, a pod nosem odmawiała pacierz. Pasażerowie na nią patrzyli i sobie zdali sprawę co uczynili, że się odcięli od korzeni swoich poprzez tłuczenie słoików, i że porzucili wiarę i ziemię ojców dla potraw zagranicznych. I na peronie zapadła cisza taka melancholiczna, podjechał pociąg i wszyscy bez słowa do niego wsiedli, a pod butami trzeszczało popękane szkło.
W pociągu dalej nikt się nie odzywał, a niektórzy to nawet oczy dyskretnie przecierali. Tłok był straszny więc siedziałem na podłodze na korytarzu i w pewnym momencie Jakub Wesołowski do kibla przechodził i się przeciskał koło mnie i ukradkiem zobaczyłem, że w teczce jeszcze 4 słoiki miał schowane. Jeden z powidłami, jeden z kaszą gryczaną, jeden jajkami na twardo, a czwartego to już nie dojrzałem.
I taka to właśnie byłą historia. Ja natomiast słoików żadnych nie wiozłem, ale jadąc już w pociągu układałem w głowie właśnie ten przepis na te przepyszne bułki.
PRZEPIS NA BUŁKI NADZIEWANE MASŁEM, CZOSNKIEM I ZIOŁAMI
Bułki nadziewane masłem, czosnkiem i ziołami – składniki:
500 g jasnej mąki pszennej325 ml wody
2 łyżeczki soli
2 łyżeczki drożdży instant (lub 20-25 g świeżych)
masło
granulowany czosnek, zioła prowansalskie (lub inne ulubione zioła lub przyprawy)
Bułki nadziewane masłem, czosnkiem i ziołami – wykonanie:
Mąkę, wodę, sól i drożdże łączymy ze sobą i wyrabiamy ciasto przez 15 minut. Po tym czasie będzie elastyczne i w ogóle nie powinno lepić się do dłoni. Wkładamy do miski, przykrywamy czystą ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie dzielimy ciasto na cztery równe części i z każdej z nich formujemy bułki w postaci długich, dość cienkich wałków o długości 25-30 cm.Układamy na blasze od piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na 1-2 godziny. Pewnie bardziej na dwie niż na jedną, aż bułki naprawdę porządnie wyrosną, tak pewnie niemal trzykrotnie zwiększą objętość.
Nagrzewamy piekarnik do 220 stopni, wkładamy blachę z bułkami i pieczemy 10 minut. Po tym czasie wyjmujemy z piekarnika i czekamy aż przestygną. Wtedy ostrym nożem nacinamy każdą bułkę ukośnie co 2-3 cm do połowy głębokości (ostrożnie, żeby nie przeciąć bułki). W każde nacięcie wkładamy kawałek masła i posypujemy czosnkiem i ziołami. Wygląda to tak, jak na zdjęciu poniżej.
I teraz musimy zadecydować czy chcemy te bułki jeść od razu, czy zostawiamy na później. Bo najlepsze w nich (poza smakiem, oczywiście) jest to, że można na tym etapie zakończyć i zjeść je za tydzień czy za miesiąc. Mianowicie na tym etapie można je zamrozić. Jeśli chcemy jeść od razu, to ponownie nagrzewamy piekarnik do 220 stopni, wkładamy nadziane bułki i dopiekamy jeszcze 7 minut.
Jeśli natomiast chcemy zjeść je innym razem, to wkładamy do plastikowego pojemnika czy foliowego woreczka i mrozimy. Gdy już najdzie nas na taką bułkę ochota, to nagrzewamy piekarnik do 220 stopni i taką zamrożoną bułkę dopiekamy przez 10 minut.
Smacznego!
Polecamy również nasz przepis na cebularze.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję, że tutaj jesteś. Zostaw komentarz, napisz, co sądzisz o blogu czy o tym konkretnym przepisie. Nie zostawiaj natomiast w komentarzu linków (ani do swojej strony, ani do żadnej innej) - chyba, że kontekst rozmowy tego wymaga. Jeśli interesuje Cię zareklamowanie się na blogu, to po prostu zajrzyj do zakładki "Współpraca".