Udziec jagnięcy faszerowany kozim serem i jabłkami
Niebawem Walentynki. Dzień zakochanych. 14 lutego. Czy istnieje drugie tak bardzo skomercjalizowane święto? Na myśl przychodzi nam tylko Boże Narodzenie, które już dawno zatraciło swój religijny charakter, a stało się celebracją zakupów i konsumpcjonizmu. Czy to źle? Zależy jak na to spojrzeć. Z jednej strony prawie nikt już nie patrzy na aspekt religijny Bożego Narodzenia, wszyscy traktują to jako tradycję, jako okazję do spotkania się w rodzinnym gronie, do obdarowania się prezentami. Wątek religijny zanika. Z drugiej strony to cena jaką płacimy za postęp cywilizacji. Ewolucji nie da się zatrzymać. Jesteśmy społeczeństwem konsumpcjonistycznym, czy tego chcemy czy nie. Podobnie rzecz się ma z Walentynkami. Chociaż akurat to święto nigdy nie miało wątku religijnego (i w sumie nigdy nie było świętem). Mimo katolickiego patrona tego dnia. Ale też nigdy wcześniej nie było aż tak nastawione na nabijanie kabzy wszelkim większym i mniejszym biznesmenom. Począwszy od drobnych sprzedawców oferujących kartki walentynkowe, aż po restauracje ze specjalnym na ten dzień menu i kina ze starannie wyselekcjonowanym repertuarem. Tak, to zdecydowanie drugi, po Bożym Narodzeniu, dzień zawłaszczony przez wielki biznes. Nie twierdzimy oczywiście, że to coś złego. Wspominaliśmy już, że to właśnie cena za rozwój cywilizacji. Cena, którą płacimy za to, że żyjemy w XXI wieku. Ale chcemy też pokazać alternatywę. Pokazać, że dokładnie tak samo można ten dzień spędzić bez napędzania spirali pieniądza, w przytulnych domowych pieleszach, z bliską nam osobą. I znacznie bardziej pokazać jej swoje uczucia niż wkręcając się w komercyjny wir. Bo nie sztuką jest zarezerwować stolik w restauracji. To potrafi każdy. Sztuką jest zabłysnąć we własnej kuchni i oczarować naszymi zdolnościami ukochaną osobę. Prawdę mówiąc to też potrafi każdy, chociaż wiele osób nie zdaje siebie z tego sprawy. I my właśnie chcemy pokazać Wam, że nie dość, że potraficie, to w dodatku jest to dość proste. Bo tak, gotować może każdy. Trzeba mieć tylko odpowiednią instrukcję obsługi i przygotowane składniki. To trochę jak skręcanie mebli ze szwedzkiego sklepu z wyposażeniem wnętrz. Wydaje się nie do ogarnięcia, ale wystarczy spojrzeć na instrukcję, wtedy wszystko wydaje się proste. I do tego właśnie dążymy. My nie chcemy uczyć ludzi gotować, my chcemy pokazać, że już to potrafią. Dlatego właśnie dzisiaj mamy dla wam danie, którym oczarujecie wybranka swojego serca. Bo w powiedzeniu, że przez żołądek do serca jest wiele prawdy.
Zanim jeszcze podamy Wam przepis na nasze pyszności, chcemy w paru zdaniach przypomnieć historię dnia św. Walentego.
Wbrew temu co wielu z Was zapewne uważa, to nie jest wymysł ostatnich lat. Dzień św. Walentego, popularnie zwany Walentynkami, obchodzony jest już od średniowiecza. Ale zwyczaj ten znany był tylko w południowej i zachodniej Europie. Reszta Europy do walentynkowego grona dołączyła znacznie później.
W średniowiecznej Europie uważano, zresztą zgodnie z prawdą, że w połowie lutego ptaki łączą się w pary. Pisał zresztą o tym średniowieczny poeta Geoffrey Chaucer w Ptasim sejmiku. Dlatego też wierzono, że w tym okresie (akurat wybór padł na 14 lutego, czyli dokładnie na połowę miesiąca) najlepiej jest pisać listy miłosne i łączyć się w pary narzeczeńskie. Podobno pierwszy taki list napisał do swojej żony przebywającej we Francji hrabia Orleanu, Charles, odsiadujący wyrok w londyńskim więzieniu Tower, w 1415 roku. Jednak sama geneza Walentynek sięga znacznie dalej, do wielu zwyczajów pochodzących z Cesarstwa Rzymskiego. Jednak nie odnosi się do któregoś konkretnie, jest mieszaniną wielu radosnych rzymskich świąt.
W Polsce dzień św. Walentego obchodzony jest od lat 90. XX wieku i niemal od samego początku jego zwolennicy ścierają się ze zwolennikami naszego rodzimego miłosnego święta, czyli Nocą Kupały (obchodzoną z 21 na 22 czerwca). A my wychodzimy z założenia, że im więcej okazji do świętowania tym lepiej. W końcu im człowiek szczęśliwszy tym lepiej mu się żyje. A że nie samą zabawą człowiek żyje, ale i jedzeniem zatem przechodzimy powoli do przepisu, który dla Was przygotowaliśmy. Zapraszamy zatem na udziec jagnięcy faszerowany kozim serem i jabłkami. Bo dzień jest wyjątkowy to i danie wyjątkowe być musi. Obecnie w Polsce mało jagnięciny się jada. Więc przepis idealny na wyjątkowy dzień. Jagnięcina niegdyś była częstym gościem na naszych stołach. Niestety z biegiem czasu coraz mniej się jej jadało. Dlatego tym przyjemniej jest nam zaproponować ją Wam.
PRZEPIS NA UDZIEC JAGNIĘCY FASZEROWANY KOZIM SEREM I JABŁKAMI
Udziec jagnięcy faszerowany kozim serem i jabłkami - składniki
1 udziec jagnięcy (ok. 2 kg)
1 kwaśne jabłko pokrojone w kostkę
1 posiekana szalotka
1 łyżka masła
sól, pieprz
150 g miękkiego koziego sera
50 g orzechów włoskich
1 łyżeczka posiekanej świeżej mięty
1 łyżka oliwy
Udziec jagnięcy faszerowany kozim serem i jabłkami - wykonanie
Jabłka i szalotki dusimy na maśle. Po wystudzeniu mieszamy z posiekanymi orzechami i rozdrobnionym serem. Kozi ser powinien być nie taki w pojemniczku do smarowania pieczywa (jaki często można kupić) tylko raczej taki jak zwykły twaróg wyglądający. Dodajemy miętę, solimy i pieprzymy. Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni. Z udźca usuwamy kość (lub prosimy o to rzeźnika). Mięso lekko rozklepujemy, aby uzyskać płat mięsa równej grubości. Nacieramy obie strony solą i pieprzem i na wewnętrznej stronie mięsa układamy farsz. Rolujemy zakładając brzegi tak, aby nadzienie nie wypłynęło i obwiązujemy wszystko nicią. Obsmażamy mięso z każdej strony na łyżce oliwy. Mięso układamy na ruszcie piekarnika, pod spód wykładamy blachę (na którą będzie kapał tłuszcz) i pieczemy przez godzinę. Polewamy mięso co jakiś czas wyciekającym tłuszczem. Po upieczeniu zawijamy mięso na 10 minut w folię aluminiową. Służy to równomiernemu rozłożeniu soków w mięsie. Po zdjęciu nici mięso kroimy na porcje i podajemy z ziemniakami pieczonymi z rozmarynem.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńAleż to musi być smaczne! Wygląda obłędnie <3
OdpowiedzUsuń