Szaszłyki z klopsików (i karnawał w Wenecji)
Niedawno opisywaliśmy karnawał u nas, na naszym podwórku, w Polsce (TUTAJ). Eehh, kiedyś to potrafiliśmy się hucznie bawić, kulig od dworku do dworku, uczty do białego rana. I tak przez cały karnawał. Ale nie tylko my jesteśmy specami od dobrej zabawy. Znany na całym świecie jest przecież karnawał w brazylijskim Rio de Janeiro. Nie ma chyba osoby, która by o nim nie słyszała, nie widziała chociaż krótkie zajawki w prasie czy telewizji. Ale nie każdy wie, że równie huczny i kolorowy jest karnawał w Wenecji, we Włoszech. I temu właśnie chcieliśmy poświęcić dzisiejszy wpis.
Tradycje karnawału weneckiego mają około 1000 lat, sięgają XI wieku. To największa i najstarsza zabawa uliczna w Europie. Jednak lata świetności miał nieco później, w czasach renesansu i wówczas był najdłużej trwającym karnawałem na świecie. W XVIII wieku zaczynał się bowiem już nawet w październiku.
Pierwotnym pomysłem, leżącym u podstaw karnawału, było zatarcie różnic między bogatymi a biednymi mieszkańcami Republiki Weneckiej (bo wówczas stanowiła osobne państwo). Każdy był sobie równy, każdy miał prawo się bawić. Każdy miał maskę i bogaty pozdrawiał biednego, biedny bogatego. Nikt nie był ważniejszy lub mniej ważny. Zresztą temat masek z karnawału weneckiego to temat na doktorat. Każda z nich jest niesamowita, cudowna, wykonana perfekcyjnie z najdrobniejszymi szczegółami. Każda z nich ma swoją nazwę, kolorystykę, przeznaczenie. Wszystkie wyglądają jak z włoskich lub francuskich filmów kostiumowych. Są tutaj hrabiowie w perukach, damy dworu, piraci. Jedną z bardziej charakterystycznych masek jest budząca grozę maska, którą nosili lekarze w czasach zarazy dziesiątkującej ludność Europy. Jest to długi ptasi zakrzywiony dziób, z całą pewnością widzieliście nie raz taki na filmach. Zastanawialiście się czasem skąd taki strój u lekarzy? Otóż na końcu tego długiego, zakrzywionego dziobu znajdował się zbiorniczek z ziołami lub innymi substancjami zapachowymi, które chociaż trochę tłumiły fetor rozkładających się setek, a nawet tysięcy ciał zalegających na ulicach. Ale chyba nie będziemy drążyć tego tematu, pozostaniemy przy nieco przyjemniejszych obrzędach karnawałowych. W każdym razie te maski naprawdę budzą grozę. Obecnie najbardziej typowym strojem jest ciemna, bogato zdobiona peleryna, równie bogate nakrycie głowy i prosta biała maska. Maski te wykonywane są z papieru, gazy lub gipsu. Są malowane i dekorowane w przebogaty sposób (oczywiście te inne niż proste białe), zwykle piórami, koronkami czy koralikami. Wykonane są jednak z taki sposób, by nie utrudniały jedzenia i picia. Bo to w końcu, poza tańcami i zabawą, o to chodzi w karnawale. Wyjątkiem tutaj może być maska zwana moretta. Nie jest ona, jak inne, zawiązywana z tyłu głowy. Posiada ona wewnątrz jakby guzik, który trzyma się w zębach. Zatem nosząc taką maskę nie tylko nie można było jeść ani pić, ale także odzywać się. Niegdyś nosiły ją głównie kobiety. Taka milcząca dama wydawała się bardziej tajemnicza.
Cała zabawa skupia się głównie na placu św. Marka i jego okolicach. Zresztą plac ten w czasie karnawału nazywany jest największą salą balową w Europie.
Karnawał rozpoczyna się od lotu anioła. To niesamowite widowisko. Postać w bogato strojonej sukni, właśnie symbolizującej anioła, dosłownie zlatuje (w rzeczywistości oczywiście zjeżdża na linie) prosto z dzwonnicy na placu św. Marka prosto w sam środek rozpoczynającej się zabawy. W postać anioła zwykle wciela się jakaś znana postać, albo jedna z Marii – zwyciężczyni ubiegłorocznego konkursu piękności, o którym piszemy w kolejnym akapicie. Warto wspomnieć, że aniołem nie musi być wyłącznie kobieta. W 2008 roku wcielił się w niego amerykański raper Coolio.
Następnie są pokazy na wodzie, na weneckich kanałach. Przez Kanale Grande przepływa zjawiskowa parada łodzi, każda z nich przyozdobiona, a na nich postaci w historycznych kostiumach i maskach.
Na placu św. Marka organizowane są konkursy na najpiękniejszą maskę. Wartą uwagi jest także uroczystość zwana festa delle Marie, czyli święto Marii. Pochodzi ona jeszcze z czasów, gdy Wenecja była niezależną republiką. Wówczas doża, władca Wenecji, obdarowywał posagiem dwanaście najpiękniejszych mieszkanek miasta. Obecnie święto rozpoczyna się pochodem dwunastu pięknych dziewcząt o imieniu Maria. Przebrane są one w historyczne stroje i maszerują przez całą Wenecję. Najpiękniejsza z nich jest wybierana ostatniego dnia karnawału.
Nie lada atrakcją są także spektakle odbywające się na terenie Arsenału, czyli dawnych stoczni Republiki Weneckiej. Odbywają się tam występy, pokazy fajerwerków, najróżniejsze degustacje i wiele innych atrakcji. Wszystko całkowicie za darmo.
Całość kończy się o północy z wtorku na środę, która jest środą popielcową, czyli końcem zabawy i początkiem postu. Wówczas w całym mieście zaczynają bić dzwony, a uczestnicy karnawału zdejmują maski. Ludzie powoli wracają do normalnego życia.
Ale nie wspomnieliśmy nic o jedzeniu. To zostawiliśmy na koniec. Otóż przez cały czas trwania karnawału ludzie zajadają się tzw. cicchetti (lub w weneckim dialekcie: cicheti). Nie jest to jakaś konkretne potrawa, najogólniej mówiąc są to po prostu przekąski, coś jak hiszpańskie tapas. Są one sprzedawane we wszystkich barach i niezliczonej ilości stoisk zbudowanych specjalnie na potrzeby karnawału. Mogą to być np. małe kanapki, oliwki lub inne warzywa, połówki jajek na twardo, owoce morza… Mogą to być także miniaturowe porcje normalnych dań obiadowych. Albo kawałki mięsa nabite na wykałaczkę. Po prostu wszystko, co da się podać jako przekąska. Ważne tez jest, żeby można było jeść te przekąski na stojąco, w ruchu. Nikt nie będzie tracił czasu w karnawale na zbędne siedzenie. Dlatego właśnie przygotowaliśmy dla Was pyszną i sycącą przekąskę. Taką, którą da się porwać w dłoń i ruszyć do tańca. Taką, która napełni energią organizm nieco już wyczerpany zabawą. Będą to szaszłyki z warzywami i mięsnymi klopsikami. Można je porwać w dłoń i skubać po kawałku podczas zabawy. Dodatkowo kolory użytych składników układać się będą we włoską flagę. Zapiszcie sobie gdzieś ten przepis. Jeśli nawet nie skorzystacie z niego teraz w karnawale, to warto mieć to danie na uwadze podczas szykowania jakiejś domowej imprezy. Dodatkowo, na takiej domówce można podać te szaszłyki z pysznym dipem, na który również podamy Wam przepis.
Korzystajcie więc z życia, bawcie się!
Potrzebujemy:
0,5 kg mięsa mielonego wołowo-wieprzowego
1 cebula posiekana w kostkę
1 zielona papryka
2 opakowania mini mozzarelli
pomidorki koktajlowe
3 łyżki świeżej posiekanej bazylii
sól, pieprz, papryka słodka w proszku
mąka do obtoczenia klopsików
olej do smażenia
długie patyczki do szaszłyków
Mięso mieszamy z cebulą oraz bazylią i doprawiamy solą, pieprzem oraz papryką słodką. Formujemy małe kuleczki, obtaczamy w mące i smażymy je na oleju na rumiano. Zieloną papryką kroimy w dużą kostkę i obsmażamy ją aż zmięknie. I nabijamy na długie patyczki do szaszłyków w odpowiedniej kolejności, żeby pokazać kolory włoskiej flagi czyli zielony, biały i czerwony. Zaczynamy więc od klopsika, a potem: papryka zielona, mozzarella, pomidorek koktajlowy i znowu klopsik. Podajemy z dipem który przygotowujemy następująco:
150 ml gęstego jogurtu
2 łyżki majonezu
1 roztarty ząbek czosnku
po 2 łyżki posiekanej pietruszki i koperku
sól, pieprz do smaku
Do jogurtu dodajemy majonez, zieleninę i czosnek. Dokładnie miksujemy. Doprawiamy solą i pieprzem. Schładzamy.
Smacznego!
Lubię bardzo bywać na blogu jesteście najlepsi.Najciekawiej piszecie o zwyczajach.Świetne przepisy ogromna różnorodność.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa ;)
UsuńTakze regularnie przegladam Wasz blog. Super jest to polaczenie przepisow z opisywaniem miejsc czy danych zdarzen. Nie sa to gole przepisy, ale takze cos do poczytania! Super - oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńSuper wenecja na talerzu ;)
OdpowiedzUsuń