Ratafia tutti-frutti
Ratafia jest słodką nalewką wieloowocową. Przygotowuje się ją przez cały sezon letni, począwszy od maja lub czerwca aż do września/października. Czyli od momentu jak pojawią się pierwsze owoce, do chwili gdy się skończą. Nie ma jednego przepisu na ratafię. W ogóle nie ma żadnego przepisu. Jest tylko coś, co moglibyśmy nazwać ogólną koncepcją, założeniem. I to założenie mówi, że do ratafii potrzebujemy:
- owoce
- wódkę (ewentualnie spirytus + woda)
- cukier
Zanim przejdziecie do dalszej części polecamy zapoznać się z tym wpisem. Znajdziecie tutaj wszystko, co powinniście wiedzieć o nalewkach.
Jakie owoce? Wszystkie. Do ratafii daje się to co się ma, to na co akurat jest sezon. Dlatego niemożliwym jest zrobienie dwa razy takiej samej ratafii. To właśnie jest w niej fajne.
Ogólna koncepcja polega na tym, że po kolei do gąsiorka/słoja wrzucamy te owoce, na które jest właśnie sezon, zasypujemy cukrem i zalewamy alkoholem. Potem kolejna warstwa owoców cukru i alkoholu, potem kolejna... I tak aż do jesieni, aż wszelkie możliwe owoce wykorzystamy. Dodajemy je po prostu w kolejności dojrzewania. Panuje tutaj pełna dowolność: jakie owoce, ile cukru, jak mocny alkohol. Jeśli chodzi o alkohol to ma być go tyle, żeby całe owoce były pod alkoholem, nie powinny wystawać.
My nie lubimy zbyt mocnych alkoholi dlatego do produkcji naszej ratafii użyłem spirytusu rozcieńczonego do 35-40% (finalnie otrzymaliśmy bardzo łagodną nalewkę, niewiele mocniejszą od kompotu). Ilość cukru zależy od dwóch rzeczy: przede wszystkim od wielkości baniaczka, w którym będziemy robić (czyli od ilości owoców, które będziemy dodawać) i od indywidualnego smaku. Do ratafii przydałoby się coś sporego, ale my dysponujemy tylko słoikami 3 litrowymi. Trudno, nada się takie coś. Po prostu dodawaliśmy małe ilości owoców, po garstce dosłownie. Następnie dosypywaliśmy 3 płaskie łyżki cukru. I alkoholu tylko tyle, żeby zakryło owoce. Zaczęliśmy od rabarbaru. Co do zasady, ratafia jest nalewką owocową, więc rabarbaru się nie daje, ale z drugiej strony wrzuca się do niej wszystko "jak leci". Więc rabarbar też się nada. Akurat mieliśmy, to daliśmy. Po kolei dawaliśmy:
- rabarbar
- truskawki
- czereśnie
- maliny
- jagody
- czarna porzeczka
- maliny
- jagody
- czarna porzeczka
Owoce kończymy dodawać, gdy już się sezon skończy, we wrześniu lub październiku. Trzymamy tak szczelnie zakręcone do grudnia, mniej więcej w okolicy świąt filtrujemy, tak bardziej pod koniec grudnia. A po zabutelkowaniu musi dojrzewać jeszcze kilka miesięcy, najlepiej do maja. Tak żeby minął mniej więcej rok odkąd zaczęliście jej produkcję.
Smacznego!
Smacznego!
Ja trochę nie na temat, ale chciałabym wiedzieć skąd macie takie piękne naklejki? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA widzisz... Jestem grafikiem i sam je projektuję. Ale cieszę się, że Ci się podobają.
UsuńOj tak mi się też strasznie podobają. Super pomysł.
UsuńJa robię podobną od kilku lat - przepis znalazłam pod nazwą"Dzbanuszek litewski".
OdpowiedzUsuńMoja nazwa to "Czar ogrodu" i faktycznie co roku trochę inaczej smakuje.
Jednak trzeba przyznać, że jest przepyszna :)
Super przepis na pewno w tym roku zrobię.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo taki trochę magiczny napój :) Ogromnie podoba mi się idea, że nie ma dwóch takich samych :)
OdpowiedzUsuń