Test blendera Philips HR1677 oraz tarta ze szpinakiem, rzodkiewką i serkiem mascarpone
fot. www.philips.pl |
fot. www.philips.pl |
Dzisiaj nieco inny wpis. To
znaczy przepis na jedzonko też będzie, ale nie on będzie gwiazdą wieczoru.
Dzisiaj chcielibyśmy przedstawić wam naszą nową zabawkę, blender Philips HR1677.
Do czego służy blender pewnie
wiecie, więc skupimy się raczej na kilku wyróżniających go, spośród innych
blenderów, szczegółach. Przede wszystkim zaletą jest duża moc, aż 800 W. Ma to
o tyle znaczenie, że nasz poprzedni blender, konkurencyjnej niemieckiej firmy,
pewnego dnia nie wytrzymał ciśnienia w pracy i odmówił dalszego miksowania.
Wspominałem o tym przy okazji przepisu na śliwki
w czekoladzie z jagodami goji. Po prostu ostrza skleiły się suszonymi
daktylami i blender padł. Dlatego więc pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy to
właśnie test suszonych daktyli. Przyznam szczerze, że z duszą na ramieniu to
robiliśmy, bo nowy blender i trochę szkoda by było pierwszego dnia go
uśmiercić. Ale z drugiej strony jeśli ten test przejdzie to chyba nic mu już
straszne nie będzie. Okazało się, na szczęście, że suszone daktyle mu nie
straszne, ostrza bez problemu sobie poradziły. Producent zapewnia, że ostrza
mają specjalny trójkątny kształt zapewniający optymalny przepływ składników i
wydajność miksowania. Dodatkowo pokryte są tytanem, co zapewnia, że są 6 razy
twardsze niż zwykłe stalowe. Nie wiem, nie znam się, nie mam jak tego
sprawdzić. Ale po teście daktylowym wierzę, że to prawda.
Gdy już blender Philips HR1677
przeszedł najważniejszy nasz test postanowiliśmy przetestować go po prostu w
boju, na naszych typowych kuchennych pracach. Miksowanie, siekanie, ubijanie,
takie tam rzeczy, które wykonujemy każdego dnia w kuchni. Istotną różnicą,
odróżniającą ten blender od blenderów innych firm, jest intuicyjny przycisk
zmiany szybkości. Nie trzeba kręcić pokrętłem umieszczonym zwykle na samej górze
blendera. Tutaj jest jeden przycisk, bez pokręteł. Im mocniej naciskamy
przycisk tym siła miksowania jest większa. Oczywiście jest też, jak wszędzie,
funkcja turbo. Tak gdybyśmy potrzebowali naprawdę dużej mocy, szybkości i siły.
Blender wyposażony jest w dwa pojemniki.
Dzbanek 1200 ml do ubijania śmietany (przy pomocy dołączonej trzepaczki), czy majonezu (posiada praktyczną miarę i
wygodną rączkę, jak również dzióbek do nalewania to ważne, bo nie każdy blender
to ma, a jest to naprawdę praktyczne). Większy pojemnik ma 1500 ml i służy do
siekania. Wyposażony jest w stosowne noże. Dosłownie w kilka sekund posiekamy
lub pokroimy w nim warzywa czy zioła. Pokrojenie ogórka na mizerię zajęło nam
jakieś 5 sekund. To oczywiście potrafi każdy blender wyposażony w takie
akcesoria, ale ten jest jakiś taki wygodniejszy w obsłudze niż nasz poprzedni
(i nasz obecny kupiony w pewnym niemieckim markecie). Jego budowa jest ergonomiczna,
widać, że inżynierowie naprawdę przyłożyli się do rzeczy. Wszystko przebiega o
wiele wygodniej niż dotychczas. Nie wiem jak mam to lepiej wytłumaczyć, ale
jeżeli kiedyś wejdziecie w jego posiadanie to zrozumiecie o czym mówię.
Jest jeszcze co najmniej jedna
rzecz warta wspomnienia. Na tle naszego wcześniejszego blendera (tego, który
padł na daktylach) ten Philips HR1677 wypada dość blado jeśli chodzi o
dodatkowe ostrza. I bardzo dobrze! Bo według nas to jest zaleta. Ma tylko to,
co jest naprawdę potrzebne, zero zbędnych bajerów. Tamten miał mnóstwo
dodatkowych ostrzy, które nawet nie wiem do czego służyły, bo były zupełnie
zbędne. Nie wiem nawet ile ich było, bo większości nigdy nie wyjęliśmy z folii.
Nie było takiej potrzeby, nigdy nie okazały się przydatne. Zatem jeżeli cenicie
sobie wolne miejsce w kuchennych szafkach i nie lubicie trzymać zbędnych gratów
to właśnie ten blender będzie dla was idealny. Naprawdę ma tylko to, co mieć
powinien. W dodatku ma wszystko to, co mieć powinien. Co prawda minął zaledwie
tydzień odkąd go testujemy, ale naprawdę robimy to intensywnie. I nie
zauważyliśmy rzeczy, której byśmy potrzebowali, a jej nie ma (a jak coś takiego
znajdziemy to wyedytuję ten wpis i dam znać). Tarcza do szatkowania kroi na dwa
najpotrzebniejsze kształty: sieka na drobno (dobre do marchewki czy cebuli) i
na plasterki (np. ogórki do mizerii). Ciekawym rozwiązaniem jest to, że oba
kształty znajdują się na jednej tarczy siekającej. Gdy chcemy posiekać na
drobno wówczas wkładamy tarczę na właściwą stronę. Gdy potrzebujemy plasterków
– przekręcamy tarczę na drugą stronę. Genialny pomysł i niezła oszczędność
miejsca. Oczywiście poza samą tarczą jest też ostrze, które posieka na drobno
wszystko co tylko chcemy.
Wracając jeszcze do większego
pojemnika przeznaczonego do siekania to odkryliśmy jego ciekawe zastosowanie.
Otóż okazało się, że idealnie się sprawdza do wyrabiania kruchego ciasta!
Ciasto takie, jak wiadomo, nie bardzo lubi ciepło dłoni. Trzeba je wyrabiać
szybko, samymi opuszkami palców, albo najlepiej siekając nożem. Nie bardzo
lubiłem to robić, ani to wygodne, ani przyjemne. A tarty na kruchym cieście
jeść lubię. Więc postanowiliśmy sprawdzić blender w tej roli. Spisuje się
doskonale. Po prostu wrzucamy do dużego pojemnika z nożami mąkę, pokrojone w
kostkę masło oraz sól lub cukier (w zależności co przewiduje przepis).
Miksujemy pulsacyjnie do momentu aż utworzy się drobna kruszonka. Następnie
dodajemy jajka i to co przepis przewiduje i miksujemy do połączenia się
składników. Szybko, łatwo, czysto i wygodnie. Miód malina po prostu. To moje
ulubione odkrycie w tym blenderze. Bo o ile posługiwać się nożem lubię i
siekanie / krojenie warzyw jest dla mnie nawet przyjemne, o tyle zagniatanie
kruchego ciasta to dla mnie kara. Ale już nie, to już przeszłość, teraz mam od
tego mojego Philipsa. I właśnie z tej okazji chcielibyśmy, razem z tą recenzją,
przedstawić wam przepis na tartę. Ale to za chwilę, jeszcze kilka słów o samym
blenderze.
Podsumowując: cena tego blendera
to około 450 zł. Z jednej strony dość dużo. Po tym jak nasz stary blender
został pokonany przez daktyle kupiliśmy tak na szybko za ok. 80 zł nowy w
pewnym niemieckim sklepie reklamowanym przez dwóch znanych kucharzy. No i
fajnie, działa i miksuje. Ale po pierwsze nie ma żadnych dodatkowych akcesoriów
(to znaczy jest sam główny blender miksujący i trzepaczka, bez pojemników
szatkujących), a po drugie wykonany jest tak siermiężnie, że zamiast młotka
można go stosować. Jest wielki i ciężki. Jeżeli ktoś z rzadka używa to
oczywiście polecamy, jest tani i spełnia swoją funkcję. Ale jeżeli ktoś tak jak
my nie potrafi się obejść w codziennej pracy bez porządnego blendera to wygoda
jednak ma znaczenie. 450 zł za wygodę i przyjemność pracy to nie tak wiele.
Szybko docenicie dobrze zainwestowane pieniądze. Chociażby w czasie, który
zyskacie. Po prostu używanie tego Philipsa jest szybkie i przyjemne. Nie męczy
i oszczędza czas.
Po dość intensywnym tygodniu
testowania mamy nadzieję, że ten blender posłuży nam wiele lat, nic nie
wskazuje na to, żeby miało być inaczej. Chrzest bojowy przeszedł, ciężej niż
przez ten tydzień już nie będzie musiał pracować. Miksowaliśmy wszystko co się
do miksowania nadaje, siekaliśmy również rzeczy wiele (od łatwych orzechów po
kłopotliwe suszone daktyle), trzepaliśmy i ubijaliśmy również wszystko co
przyszło nam do głowy. Rozdrabnialiśmy twaróg na sernik, mieliśmy mięso na pasztetową. Wszystko przebiegało szybko, a co najważniejsze
wygodnie. Tak więc my do kupna zachęcamy. Nas ten blender przekonał.
Gdzieś tak w połowie tego wpisu
pisałem, że znaleźliśmy w tym blenderze wszystko czego potrzebowalibyśmy.
Znalazłem jednak jedną rzecz, której mu (i nam) brakuje. Nasz stary blender
miał jeden dzbanek do ubijania np. śmietany (tak jak tutaj) i dwa pojemniki z
nożami do siekania, jeden mniejszy, drugi większy. Tutaj jest tylko duży pojemnik.
I tak sobie myślę, że to jednak było wygodne. Jak na szybko chcieliśmy małą
ilość czegoś posiekać to raz dwa w małym pojemniku to robiliśmy, tutaj trochę
nam tego mniejszego brakuje. Chociaż z drugiej strony wszystko to, co
moglibyśmy zrobić w małym tutaj możemy zrobić w dużym, więc sam już nie wiem…
Może i dobrze, że nie ma dodatkowego zabieracza cennego miejsca w kuchni? To
już zostawiam do rozpatrzenia wam i ludziom od Philipsa, którzy może kiedyś
przypadkiem przeczytają ten wpis. Poza tym jednym, niczego więcej się nie
dopatrzyliśmy, sprzęt jest idealny.
A tymczasem obiecany przepis na
tartę ze szpinakiem, rzodkiewką i serkiem mascarpone:
Ciasto:
200 g mąki pszennej
100 g masła
1 jajko
4 łyżki zimnej wody
Szczypta soli
Farsz:
ok. 400 g liści świeżego szpinaku
pęczek rzodkiewek (ok. 150 g)
250 g serka mascarpone
4 ząbki czosnku
1 cebula
1 jajko
2 łyżeczki uprażonych na patelni ziaren sezamu
sól
pieprz
gałka muszkatołowa
Łączymy mąkę z pokrojonym na kawałki zimnym masłem, dodajemy wodę,
jako i sól. Wyrabiamy szybko żeby jak najmniej ogrzać ciasto. Albo tak jak w
naszym przypadku: do misy blendera wyposażonej w ostrza siekające wsypujemy
mąkę i wrzucamy masło. Siekamy kilkanaście sekund aż składniki się połączą.
Dodajemy wodę, jajko i sól i ponownie siekamy kilkanaście sekund. I ciasto mamy
zrobione. Formujemy z niego kulę, zawijamy w folię spożywczą i chowamy na 30-60
minut do lodówki.
Po tym czasie wyjmujemy je z lodówki i dokładnie wylepiamy nim formę
do tarty. Spód dokładnie nakłuwamy miejsce przy miejscu widelcem. Pieczemy 15
minut w 180 stopniach. Następnie wyjmujemy i zostawiamy do ostygnięcia.
Szpinak razem z posiekanym czosnkiem podsmażamy na łyżce masła i
solimy. Jeżeli przez przypadek używacie mrożonego to pozbądźcie się po duszeniu
nadmiaru wody. My jednak zalecamy świeży, jest smaczniejszy i wygodniejszy w
obróbce.
Następnie lekko podsmażamy posiekaną cebulę i pokrojoną na plasterki
rzodkiewkę. Łączymy ze szpinakiem. Dodajemy też uprażony na patelni sezam.
Można dać nie prażony, ale ma on mniej smaku.
Łączymy również ze sobą mascarpone, jajko, sól, pieprz i odrobinę
startej gałki muszkatołowej. I całość dodajemy do reszty. Nakładamy na
wystudzony spód tarty i pieczemy 40 minut w 180 stopniach.
Smacznego!
---------------------------------------------------------------------
Chcesz dostawać nasze przepisy prosto na swój e-mail? Wpisz swój adres z prawej strony w okienko "Przepisy prosto na twój e-mail!". Od tej pory żaden przepis Ci nie umknie :)
używam tego blendera, jest świetny
OdpowiedzUsuńCzyli prawdę napisałem w recenzji :)
Usuń