Tahini - pasta sezamowa
Dzisiaj mamy dla Was przepis na tahini, czyli pastę z sezamu. Tahini najbardziej znane jest chyba w krajach Bliskiego Wschodu i stosuje się je (albo "ją" - nie wiem jak się ten wyraz odmienia) jako półprodukt przy potrawach takich jak hummus czy baba ghanoush.
My właśnie z myślą o hummusie przygotowaliśmy nasze tahini. Mamy raczej dość mgliste pojęcie o kuchni arabskiej, ale co to za blog kulinarny, na którym nie ma hummusu... Sami więc rozumiecie, że musieliśmy to zrobić :)
Ale nie tylko w krajach arabskich tahini jest popularne i wykorzystywane. Znane jest także m.in. w Azji, w krajach takich jak Japonia, Chiny, czy Korea. W kuchni syczuańskiej jest właściwie nieodzowne, to jeden z kluczowych dodatków do dań. Jak chociażby słynny piekielnie pikantny makaron dandan (którego na naszym blogu prawdopodobnie nigdy nie znajdziecie, bo nie dalibyśmy rady go zjeść). Z tym, że w Azji tahini ma nieco inny smak. Arabowie robią tę pastę z lekko podprażonych ziaren sezamu co czyni smak intensywniejszym. Natomiast Azjaci używają niełuskanych ziaren sezamu, co z kolei daje bardziej gorzki posmak. Więc generalnie co kto lubi. My akurat chcieliśmy zrobić hummus więc zdecydowaliśmy się na arabską wersję tahini.
Oczywiście gotową pastę sezamową można bez problemu kupić w sklepie, ale gdybyśmy wszystko mieli kupować to by w ogóle zabawy nie było. Zatem nie kupujemy tylko robimy sami.
Większość (a tak na prawdę wszystkie) przepisy, z którymi się zetknęliśmy zalecają, oprócz sezamu, użycie oleju, w różnej ilości. Jedni zalecają łyżkę, inni kilka czy kilkanaście łyżek. Bez sensu zupełnie. W zupełności wystarczy sam sezam. Czas się nieco wydłuży (z kilku do kilkunastu minut), ale wyeliminujemy jeden niepotrzebny składnik.
Potrzebujemy:
200 g sezamu
blender ręczny lub melakser
Wykonanie:
Na rozgrzanej patelni prażymy sezam. Jak wystygnie przekładamy go do miski lub melaksera. Miksujemy pulsacyjne robiąc co jakiś czas przerwy, aby sezam "puścił soki". Może to potrwać jakiś czas, nawet kilkanaście minut, ale nie poddawajcie się. Jak już otrzymamy gładką, lekko rzadką pastę to przekładamy ją do słoiczka, zakręcamy i trzymamy w lodówce, aby nie zjełczał. I tyle. Prawda, że proste?
A przepis na hummus wkrótce, bądźcie czujni :)
Smacznego!
domowa tahini jest świetna i warto się trochę pomęczyć z jej przygotowaniem :)
OdpowiedzUsuńKurdeflaczek!!!, ja JESZCZE NIE MAM ani humusu, ani tahini, więc chyba jestem już skompromitowana w kulinarnej Blogosferze?! Czy jak zrobię przyczajkę do poniedziałku to jeszcze mnie nie oplwają, nim zdążę zakupić sezam? (bo cieciorkę posiadam, to chyba już coś...). ALE MAM GUACAMOLE (było ohydne, ale nie ważne jakie, byleby czytali i komentowali, nie?).
OdpowiedzUsuńczyta sie pana świetnie :-D
Cieszę się, że miło ci się mnie czyta (no i bez panów mi tutaj, to zbędne :)). Ostatnio coraz częściej Madzia mnie w pisaniu wyręcza. Co prawda nie jest taka zabawna, ale zdecydowanie inteligentniejsza :)
UsuńCo to hummusu to warto zrobić, nie jest zły. Może do poniedziałku się nikt nie zorientuje, że nie masz na blogu :) A fakt, guacamole też każdy szanujący się bloger posiada u siebie. Ale nie, to się nigdy nie stanie, nie cierpię tego świństwa. Nie będziemy mieć i kropka :)