Quesadilla z serem
Tak jak ostatnio pisałem wpadła do nas w odwiedziny Marta ze swoim facetem kucharzem. No i jak tak wpadli to 5 dni u nas siedzieli, hehe. O ja pierdziu, czułem się jak na wakacjach. Albo przynajmniej jak w akademiku :) Ale nie, w akademiku to nie, tam takiego dobrego żarcia nie ma, tam to studenci konserwy i zupki Amino wciągają. Ale 5-dniowa impreza podobna do tych akademikowych była. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przeżyłem coś takiego. Moja wątroba też już dawno o takich imprezach zapomniała...
Ale wspomniałem o dobrym żarciu. Jeeeeee! To było coś niesamowitego! Marcin, chłopak Marty, stanął na wysokości zadania. To znaczy potrawy może nie jakieś wyszukane, ale to i dobrze, bo wychodzę z założenia, że mają dobrze smakować, a niekoniecznie być popisem w stylu "jestem zajebisty i zaraz wam to udowodnię". Więc właśnie smakowały tak niesamowicie, że nie mogę się doczekać kiedy Marcin znów nas odwiedzi. Jednak czuć rękę prawdziwego kucharza. Tyle tego było, że sam już nie pamiętam wszystkiego. Śmiało mogę powiedzieć, że jadłem wtedy absolutnie najlepsze spaghetti carbonara w życiu. Poważnie. Po prostu wgniotło mnie w fotel. Jadłem już kilka razy u różnych ludzi, jadłem swoje własne, jadłem w restauracjach, ale to był kompletny masakrator. W pozytywnym znaczeniu of kors :) Była też makaronowa sałatka z tuńczykiem (albo inną rybą - prawdę mówiąc nie pamiętam już - w końcu spora ilość alkoholu niezbyt pozytywnie wpływa na proces percepcji i zapamiętywania), było chili con carne, była w ramach przekąski quesadilla, pewnie było też coś jeszcze, ale naprawdę nie byłem w stanie i pamięcią i żołądkiem ogarnąć wszystkiego. Było nawet sushi, ale to już Marta zrobiła.
No i właśnie wspomniałem, że była quesadilla. Z serem żółtym. Absolutnie najprostsza przekąska jaką można zrobić, przygotowanie jej nie trwa więcej niż 5 minut. A jest naprawdę smaczna. Do tego stopnia mi zasmakowała, że postanowiłem zrobić samemu teraz. Zresztą co to robić, robi się samo. Naprawdę nic nie trzeba robić. 5 minut i gotowe. Quesadilla występuje w miliardzie wersji. To znaczy jako nadzienia możemy użyć wszystkiego, co nam przyjdzie do głowy. Chili con carne, pomidory, oliwki, kurczaka, jakąś wędlinę... No po prostu wszystko co mamy pod ręką. Ale właśnie najbardziej klasyczną jest taka z żółtym serem. I ta ubogość dodatków wcale niczego jej nie odejmuje, jest pyszna!
A potrzebujemy do niej tylko placków tortilla i żółtego sera.
Oczywiście placki możemy zrobić sami, ale akurat uważam, że te które można kupić w sklepach są doskonałe. A jeśli są dobre, to używać ich można :)
Zatem bierzemy taki placek i ścieramy na grubych oczkach żółty ser (jakiś niezbyt twardy, żeby się dobrze topił). Ser układamy na jednej połówce placka i przykrywamy drugą połówką. I smażymy na patelni. Dobrze by było mieć do tego patelnię grillową, ale jak nie mamy to dramatu nie ma, zwykła też się nada. Smażymy na średnim ogniu z minutę, może dwie, przekręcamy na drugą stronę i tyle samo czasu smażymy. Aż ser się roztopi, a placek przyrumieni. Ściągamy, kroimy na pół i podajemy ciepłe z ulubionymi sosami.
No prawda, że proste? :)
---------------------------------------------------------------------
Chcesz dostawać moje przepisy prosto na e-mail? Wpisz swój adres z prawej strony w okienko "Przepisy prosto na twój e-mail!". Od tej pory żaden przepis Ci nie umknie :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję, że tutaj jesteś. Zostaw komentarz, napisz, co sądzisz o blogu czy o tym konkretnym przepisie. Nie zostawiaj natomiast w komentarzu linków (ani do swojej strony, ani do żadnej innej) - chyba, że kontekst rozmowy tego wymaga. Jeśli interesuje Cię zareklamowanie się na blogu, to po prostu zajrzyj do zakładki "Współpraca".